Chciałbym wyrazić wielką wdzięczność za Waszą ofiarność i modlitwę, którą otaczacie misjonarzy i prowadzone przez nich dzieła. Jeszcze do niedawna sam przed dniem św. Krzysztofa przeliczałem swoje kilometry na grosze oraz wspierałem inne akcje prowadzone przez MIVA Polska, a teraz cieszę się z pojazdu, który pomaga mi przebywać kilometry afrykańskiego buszu w drodze na Eucharystię i modlitwę z ludźmi, do których Dobry Bóg mnie posłał. Na misjach jestem od bardzo niedawna, to zaledwie 6 miesięcy, a więc wciąż uczę się języka Suahili, Masajski jeszcze przede mną. Posługę pełnię w Tanzanii w Archidiecezji Arusha, a nasza misja znajduje się w rejonie zamieszkałym w głównej mierze przez plemiona Masajów. Jest to wielki obszar położony pomiędzy takimi ośrodkami jak Dodoma, Morogoro i Kibaya, jednak dróg asfaltowych jeszcze tutaj nie ma. Nie łatwym doświadczeniem jest zostawić Polskę, nie móc wziąć ze sobą ani samochodu, ani roweru i w jednej chwili zostać zdanym tylko na własne nogi. Na szczęście nie jestem tu sam. Czasem ktoś z miejscowych podwiózł do wioski, innym razem przez pewien czas mogłem korzystać z motocykla jednego z misjonarzy. Obecnie, już od listopada, mogę używać własnego narzędzia pracy, bo ten motocykl rzeczywiście staje się tu przedłużeniem nogi i ręki, o czym świadczy to, że w tak krótkim czasie na liczniku wyskoczyło 1000 km. Drogi są trudne, długie, do najbardziej oddalonych wspólnot jedzie się nawet do dwóch godzin, zależnie od warunków, bo w deszczu i błocie znacznie ciężej jest przebrnąć, wydawałoby się, dobrze znane ścieżki. Raz przez góry, raz przez gęsty las, gdzie trzeba dobrze pilnować lusterek w ciasnych okienkach między drzewami i trzymać się katechisty, który jedzie z przodu. Poznanie na pamięć tych krętych korytarzy między drzewami to wyzwanie jeszcze większego kalibru. Ale droga się nie dłuży, bo można rozmyślać, modlić się, dziś wielu modlitw można w trasie słuchać przez słuchawki, a u celu czekają Ci, których zapał w słuchaniu Ewangelii i poznawaniu prawd wiary jest budujący i zaraźliwy. Nasi parafianie z daleka widzą motocykl, a więc wiedzą, który ksiądz jedzie i pozdrawiają, machają, Masajowie wołają Olpadri – nasz ksiądz, albo jeszcze dodają imię, dzieci też zaraz są przy drodze. Na misjach nawet podróż jest czasem dla Boga i ludzi. Nieraz ktoś prosi, żeby się zatrzymać, chce pozdrowić, albo zapytać o coś, zdarzają się nawet podwózki. Jeszcze raz dziękuję, że to wszystko jest możliwe, dziękuję ofiarodawcom MIVA Polska za pomoc w sfinansowaniu nowego motocykla dla naszej misji w Ndotoi. Mam nadzieję, że będzie mi długo służył, a Anioł Stróż i św. Krzysztof będą czuwać, żeby z ewentualnych wypadków, które się zdarzają, wyjść bez szwanku. Wszak lepszy jest misjonarz żywy niż nieżywy.
ks. Maksymilian Grabowski FD